Warowne ksary – nieziemskie budowle Berberów
Na południu Tunezji warto odwiedzić warowne ksary. Berberowie zbudowali je z kamieni i gliny, niczym swoiste bloki mieszkalne.
Ksary: spichlerze jak warownie
Wymyślono rzecz genialną w swej prostocie: spichlerze w czasie pokoju służyły jako magazyny jedzenia, w czasie wojny były obronnymi mieszkaniami.
Dlatego są one zawsze ustawione w czworobok, z ghorfami (komórkami) skierowanymi ku wewnętrznemu dziedzińcowi oraz ścianami bez okien na zewnątrz, tworzącymi trudne do zdobycia mury.
Zawsze też budowano tylko jedną bramę wiodącą do środka, co umożliwiało skuteczną obronę w razie ataku. Bezpośrednią przyczyną zmuszającą Berberów do stworzenia ksarów było samo życie w postaci najazdów plemion Banu Hilal. Nadciągnęły tu one w XI w., pustosząc równiny i zmuszając mieszkańców do ucieczki w góry.
Ouled Soltane – najpiękniejszy z ksarów
Najpiękniej prezentuje się Ksar Ouled Soltane. Choć trudno w to uwierzyć, to starsza część Ksar Ouled Soltane powstała ponad 400 lat temu, młodsza zgromadzona przy drugim dziedzińcu ma „zaledwie” 120 lat. Co ciekawe nie stał się muzealną atrakcją, lecz wciąż służy jako spichlerz, a od czasu do czasu staje się mieszkaniem dla miejscowych pasterzy z plemienia Aulad Sahida.
Budowla imponuje rozmiarami wznosząc się na wysokość 4 kondygnacji i licząc około 300 ghorf! Aby zaś między nimi swobodnie się przemieszczać na piętra prowadzą strome schody, zbudowane dla oszczędności materiału bez poręczy.
Architektura tego miejsca budzi skojarzenia z glinianymi meczetami w Mali i śmiałymi liniami Gaudiego. Każde wejście okno i schodek robione są ręcznie, nie ma więc dwóch takich samych.
Ksary – czy jest tu węż?
Dla dzieci zwiedzanie ksarów to wspaniały plac zabaw! Tyle możliwości odkryć! I wejść po schodkach można, i zajrzeć w wielki gliniany dzban, i poszperać w schowkach… W Ksar el Ferch Staś z radością rzuca kamykami.
Materiału mu nie braknie, bo zbudowano go z całości z kamieni, a że dawno go opuszczono, to nikomu krzywdy nie zrobi. W pewnym momencie jednak zaczyna wkładać łapki w zakamarki ścian. I ku memu największemu zdumieniu starszy brat podbiega z ostrzeżeniem:
– Siasiu, tam może być węż albo skorpion!
Bo jak wiadomo węże (Michaś uparcie trzyma się wersji, że liczba pojedyncza brzmi węż) lubią kryć się pod kamieniami i w załomach murów. Zatem nasz synek postanowił brata przed wypadkiem uratować i już szykuje się, by przewrócić go na ziemię. Rzecz jasna dla jego dobra, gdyby tam naprawdę czaił się wąż!
Debbab – ocalone od zapomnienia
Za to Ksar Debbab z daleka zaskakuje stojącymi przed nim… dinozaurami! Olbrzymie makiety gadów stały się wręcz wizytówką tego miejsca służąc wabieniu turystów, zaś ksar po renowacji stał się istną oazą dla spragnionych urokliwych miejsc.
Kaskada przy wejściu zachęca do odpoczynku nad szklaneczką miętowej herbaty, urządzone we wnętrzu muzeum przypomina o czasach świetności tutejszych plemion, zaś nastrojowo odrestaurowane ghorfy służą dziś jako kawiarnia. I tak oto teraźniejszość bierze z przeszłości to co najlepsze, by tożsamość własnej kultury zachować nie tylko w sterylnych ścianach muzeów lecz w miejscach pełnych życia.
Kosmiczny Ksar Hadada
Zupełnie inaczej wygląda Ksar Hadada, którego „nieziemska” architektura półkolistych wejść i przejść tak zachwyciła Georga Lucasa, iż postanowił tu stworzyć dom Anakina Skywalkera.
Zwiedzając go jesteśmy w Mos Espa, osadzie na planecie Tatooine gdzie dziewięcioletni niewolnik Anakin Skywalker szykuje się do wielkiego wyścigu. Coś mi jednak nie pasuje…Labirynt przejść, tarasów, i dziedzińców komputerowo zwielokrotniono na potrzeby filmu. Można więc powiedzieć, że to co oglądamy jest archetypem i inspiracją.
Chłopcy biegają we własnych wyścigach (choć o wyniku łatwym do przewidzenia, bo nóżki niespełna dwulatka nigdy nie mogą dogonić starszego brata), a w pewnym momencie Staś zatrzymuje się w zachwycie. W mroku jarzą się okrągłe ślepia. Czy to jakiś droid nas obserwuje?
– Kot, mama, kot! – gdyby zobaczył droida, emocje nie byłyby większe.
To właśnie jest cudowne przy podróżowaniu z tak małym człowiekiem, że cały świat jest tak fascynujący! Dla nich każda podróż jest przygodą, by ją przeżyć nie muszą nawet jechać daleko. Patrząc na zachwycone oczy synka myślę sobie, że warto się od dzieci uczyć radości życia.