Jezioro Baringo – wodne safari
Od kilku lat ludzie patrzą na wodę z niepokojem. Bo Jezioro Baringo zaczęło przybierać – wyda zalała już przybrzeżne chaty, drogę, a nawet luksusowy resort. I nic, zupełnie nic, nie da się na to poradzić…
Przyjaciel ludzi, wróg krokodyli
Siódma rano, a powietrze już tężeje od upału, choć jesteśmy na wysokości blisko 1000 metrów n.p.m.! Przed nami wyjątkowe safari: ruszamy łodziami na jezioro Baringo. Czuję się, jakbym weszła w środek przyrodniczej książki. Gdzie nie spojrzeć: tam ktoś nas obserwuje czujnie!
Podpływamy do wielkiej akacji. Wikłacze z zapamiętaniem plotą gniazda, nieopodal czapla modronosa zerka to na nas, to na toń wody. Czyżby właśnie dojrzała swe śniadanie?
Za to między gałęziami skrył się ogromny waran nilowy. Nie mam pojęcia jak się tam dostał (szczerze mówiąc nie miałam pojęcia, że warany wchodzą na drzewa!). Zwisające łapy sugerują, że ten osobnik jest już po posiłku i właśnie zaczął sjestę…
– To wielki przyjaciel ludzi – mówi nasz przewodnik Simon – bo zjada jaja krokodyli. A na drzewo wszedł, by się wygrzać w słońcu.
Zimorodek, rybaczek, łowiec
Na gałęzi siedzi zimorodek srokaty z rybką w dziobie.
– To samica, bo ma jedną obrożę na szyi. – wyjaśnia przewodnik. Muszę uwierzyć mu na słowo, bo widzimy bok ptaka, więc obroży nie mogę się dopatrzeć.
Po chwili spotykamy kolejnego zimorodka. I możemy przekonać się, że to na pewno samiec, bo ma dwa eleganckie paski na szyi. Też trzyma w dziobie rybę i patrząc na jej rozmiar zastanawiam się, jak też uda się mu ją połknąć?
Czarno-biały zimorodek srokaty (zwany też rybaczkiem srokatym) wygląda jak ubogi krewny zimorodka malachitowego. Ten jest ptasią barwną arystokracją! Przemknął nam w dali, za to młodociany łowiec szarogłowy cierpliwie pozuje.
Swoją drogą ktoś się bardzo nudził, tworząc aż tyle nazw tych ptaków: zimorodek, łowiec, rybaczek… I jak to wszystko spamiętać?
Pechowy ptak na szczęście
Dla miłośników ptaków jezioro Baringo to raj. Jest tu ponad 450 gatunków ptaków, co chwila pokazujemy sobie kolejne. Barwne żołny wyglądają niczym klejnoty, jedyną konkurencją może być kraska liliowopierśna. Ilość kolorów na jej skrzydłach zachwyciłaby każdego designera!
Tymczasem na gałęzi nieopodal przysiada brązowa waruga. Burowie nazywali ten gatunek ptaków „młotkogłowy” (hamerkop), bo charakterystyczny kształt głowy kojarzył im się z młotkiem. Co za proza życia! Co ciekawe dla rdzennych ludów waruga to ptak szczególny.
W jednych kulturach uważa się, że jej ostre krzyki przynoszą nieszczęście, inni uważali, że jej obecność zwiastuje pomyślność. W obu przypadkach wierzono, że nie wolno warug płoszyć, bo przynosi to pecha! Słyną z budowy ogromnych gniazd, w których mają nawet cztery sypialnie! Pod koniec rejsu podpływamy w pobliże domu warugi: toż to prawdziwa willa!
Jezioro Baringo – dom Il Chamus
Jezioro Baringo jest od wieków domem dla ludu Il Chamus, co w języku Masajów oznaczało „ludzi patrzących w przyszłość”. Natomiast John Thomson, szkocki badacz tych terenów w XIX w., miał problem w wymową ich nazwy, więc określił ich Njemps – i pod tym mianem stali się znani w Europie. Thomsonowi zawdzięczamy też obecną nazwę jeziora. Il Chamus mówili o nim po prostu Emparingo (jezioro), co badacz uprościł do Baringo i tak już na mapach zostało…
Wśród sąsiednich ludów (Masajów, Samburu, Pokot) jedzenie ryb uchodzi za tabu. Stąd patrzyli z wyższością na rybackie tradycje Il Chamus, nie ceniąc ich zbytnio. I nawet fakt, że Il Chamus potrafią też zbierać miód z barci zawieszanych na drzewach oraz to, że hodują krowy, nie podnosił ich prestiżu.
Co ciekawe gdy muszą zabrać krowy na targ (odbywający się na innym brzegu jeziora), przywiązują im linę wokół rogów, sami wsiadają do łodzi i z krową płynącą obok potrafią przemierzyć nawet 7 kilometrów! Co dowodzi, że krowy to świetni pływacy!
Oni sami wierzą, że zeszli z nieba po skórze, którą Bóg dla nich rozpostarł i początkowo trafili do Etiopii. Ale widać nie spodobało im się tam za bardzo, bo z czasem wyruszyli w głąb Wielkiego Rowu Afrykańskiego. A gdy dotarli nad Baringo, uznali, że to najpiękniejsze miejsce na ziemi. Zdaniem badaczy ich społeczność liczy ok 20 tys. osób i być może są odłamem Samburu lub Masajów, którzy zostali osiadłymi rolnikami i rybakami.
Na jeziorze widzimy kilka łodzi. Buduje się je wiążąc linami pnie i gałęzie balsy. Lekkie drewno co prawda nie tonie, ale sucho w tych łodziach nie popłyniesz. Jednak tutejszym rybakom to nie przeszkadza. Znacznie bardziej martwi ich obecność w jeziorze krokodyli.
Przy okazji dowiaduję się, że jedną z przynęt używanych przez nich do połowów są… termity!
Polowanie bielików
Od rybaków kupiliśmy kilka tilapii. Nasz przewodnik chce nam bowiem pokazać, jak polują bieliki afrykańskie (po angielsku zwane fish eagle). Podpływamy do niewielkiej wyspy, na której mieszkają ptaki i ludzie. W dawnych czasach były tu także węże, ale gdy wycięto busz nie miały się gdzie chować i zostały wybite.
Żyjąca tu ludzka rodzina jest całkiem spora, bo składa się z jednego taty, pięciu mam i ponad dwudziestki dzieci. Bieliki preferują związki bardziej kameralne: 2 + 1 lub maksymalnie 2 + 3 (jaja, a ile się z nich się wykluje i przetrwa to już inna historia!).
Teraz następuje test naszego refleksu. Przewodnik uprzedza:
– Rzucę rybę i jak zacznę liczyć 1, 2, 3 to na trzy przyleci orzeł. Gotowi?
Urodziliśmy się gotowi!
Zdjęcia nastawione na seryjne, wszyscy wycelowaliśmy obiektywy w leżącą na powierzchni rybę.
– Uwaga! Raz, dwa… Trzy! – w tym momencie szpony chwyciły rybę i uniosły ją w powietrze. – Kto zdążył zrobić zdjęcie?
Okazało się, że nie wszystkim się udało! Między drzewami jest jeszcze jeden bielik, zatem mamy dodatkową szansę. I znowu ptak był szybszy od nas! Bielik zjada trzy ryby dziennie, ale gdy karmi młode, częściej wyrusza na polowanie. Te na razie są najedzone i kolejną rybką ich nie skusimy.
Resort dla krokodyli
Podobno jedyną stałą rzeczą w życiu jest zmiana. Mieszkańcy jeziora przekonują się o tym każdego dnia. Bywały lata, że poziom wody opadał, bywały takie, że w wzrastał. Dlatego powierzchnię jeziora podaje się orientacyjnie jako 130 – 170 km² (a dla lubiących cyferki: głębokość to ok 20 metrów).
Jezioro Baringo zasilają rzeki El Molo i Ol Arabel i nanoszą osady – stąd mało przejrzysty kolor wody. Tym większy podziw budzi umiejętność ptaków dostrzeżenia ryb w mętnej toni! Jezioro jest bezodpływowe, a przez ostatnie lata poziom podniósł się o kilka metrów. Wystarczająco dużo, by zalać położone nad samym brzegiem domy, drzewa, a nawet luksusowy resort.
– Dziś wypoczywają w nim krokodyle. – wzdycha nasz przewodnik. I jakby na potwierdzenie prawdziwości jego słów po chwili widzimy odpoczywającego gada. Być może czasem wpływa sobie na pokoje…
Badacze nie są zgodni, co sprawia iż poziom wody wzrasta. Jedna z teorii mówi, że właśnie zaczęły się oddzielać dwie płyty tektoniczne. Płyta somalijska i nubijska postanowiły wziąć ze sobą rozwód, oddalając się od siebie o 2,5 cm rocznie. Za jakieś (bagatela!) 50 milionów lat może powstać nowy kontynent Somalia, na razie ruchy płyt wypychają wodę zgromadzoną pod ziemią.
Dla ekosystemu jezior w Wielkim Rowie Afrykańskim to poważne wyzwanie, bo zmienia się skład wody (większość jezior jest słona, nagły dopływ słodkiej wody zaburza lokalny cykl życiowy). Natomiast tam, gdzie żerowały flamingi, nagle robi się dla nich za głęboko…
I nic, zupełnie nic, nie można na to poradzić…
Źródło: http://afrykanka.pl/